sobota, 7 marca 2009

no man is an island, czyli z pamiętnika trapisty...


kiedy byliśmy w nowicjacie, czymś bardzo odjazdowym, very profi ;) było czytanie Mertona. nikt z nas go nie rozumiał, ale do dobrego tonu należało mieć kilka jego książek na półce. pewno, gdybym dziś sięgnął po tę lekturę zrozumiałbym niewiele więcej... ale w owym czasie... wszyscy chcieliśmy jakoś być trapistami... odpowiednia fryzura (na zero), samotne godziny kontemplacji... a potem... realizm... gorzki realizm życia we wszystkich jego odcieniach... tak, bycie przez chwilę trapistą oznaczało przynależność do jakiegoś elitarnego klubu, każdy chciał się poczuć trochę zdobywcą, takim alpinistą ducha... i niektórzy odpadli... tak, jak alpinista odpada od ściany... a przecież każdy ma swoją własną drogę na szczyt, swoją własną ścieżkę do Boga... i nie mogę iść drogą kogoś innego, choćby była najcudowniejszą - bo to nie jest moja droga, nie moje życie, nie ja... dla jednego droga na szczyt to trzypasmowa autostrada, dla drugiego wygodny wagonik kolejki linowej, dla kogoś innego to rollercoaster, dla jeszcze innego będzie to szlak górki w kolorze zielonym lub czerwonym, a dla kolejnego będzie to wspinaczka skałkowa bez żadnej asekuracji... sama droga nie jest tak bardzo ważna, musi być tylko dostosowana do możliwości... najważniejsze to...... :) najważniejsze to musisz znaleźć sam. jedno jest pewne, tutaj nie da się iść na skróty.
ojciec Augustyn Pelanowski pisze: 'Ktoś, kto nie poznał swej pustki i samotności, nie może pomóc innym przejść tą samą drogą do Boga. W tej tajemnicy nie tylko mieści się sens celibatu, ale też sens opuszczenia, jakiego doświadczają ci, którzy zostali porzuceni przez małżonka, sens wdowieństwa, sens odtrącenia przez innych, sens i wartość jakiegokolwiek osierocenia. Pustka to pierwszy krok do pełni.'

zawieszony pomiędzy actio a contemplatio...
trapista, a moze tARpista???
skąd bierze się szczęście? pewnie, między innymi, ze zgody, zgody na to, kim się jest, skąd się jest, gdzie się jest. ze zgody na swoje życie, na swoje wybory, decyzje, osiągnięcia i straty. ze zgody na to, co możliwe i dostępne. z sięgania po to, co możliwe i dostępne. ze zgody także na to, czego zmienić nie mogę a staje się moim udziałem, ze zgody na to co mnie spotyka, ze zgody na własne ograniczenia i niedoskonałości, być może też ze zgodny na to, że inni są tak różni... dobrzy i źli... a wracając do Mertona... wybrał się kiedyś gość na pustelnię, gdzie miał żyć jak Eliasz, szukając Boga, porządkując wnętrze i żywiąc się tym, co mu ptaki przyniosą popijając przy tym wodę z wykopanego przez siebie źródełka. jego pobyt na pustelni skończył się bardzo szybko w szpitalu, bo okazało się, że źródełko owo, które odkopał było skażone. w szpitalu Thomas poznał pielęgniarkę, dla której stracił głowę, a o mało co i habit zakonny... każdy ma swoją ścieżkę... :)

Pictures of you
Pictures of me
Remind us all of what we used to be,
Remind us all of what we could have been...

3 komentarze:

  1. Bardzo madre, szczególnie to o drodze. Wydaje sie czasem, ze nasza wlasna droga jest najtrudniejsza a wszyscy inni maja z górki. A tymczasem nigdy nie jest ona ponad nasze sily, choc ciezko idziemy dalej.

    OdpowiedzUsuń
  2. wreszcie doskonała definicja szcząścia jako zgoda na...
    warto było tu dziś zajrzeć do Ciebie!
    pozdrawiam,
    enchoco

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli a oznacza szczęście,
    to a = x + y + z
    gdzie:
    x - to praca,
    y - rozrywki,
    z - umiejętność trzymania języka za zębami
    to mój ulubiony cytat z Einstein'a...

    OdpowiedzUsuń