poniedziałek, 23 marca 2009

życie jest jak rejs :)


choć istotne jest to, dokąd gnasz, jednak najważniejsze jest to, by w odpowiedniej być załodze... słowa jednej z szant Andrzeja Koryckiego pasują jak ulał... tak się miotam pomiędzy tandetą a czym wielkim i święty... i dotykam tylko zamiast czuć, tak się ślizgam po powierzchni... Seneka napisał kiedyś, że temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr... w moim życiu jest tak, że znam cel, wiem, dokąd chcę dopłynąć i jeszcze lepiej wiem, do jakich portów zawijać już nigdy nie chcę a jednak... jednak brakuje mi wytrwałości... czy jest to cnota (delikatność) czy wada (lenistwo, słomiany zapał, niestałość) sam nie wiem... :) i to jest jakiś mój dramat, ograniczenie, moja słabość... :) nawet Wojownicy mają swoje słabości... i przez to są tacy ludzcy... i wciąż szukam załogi... tej odpowiedniej, wymarzonej załogi... przypadkowym autostopowiczom mówię stanowcze: no, thanks, za dużo ich już było, po niektórych do dziś jeszcze boli... ale powoli się uczę - co w praktyce oznacza jedno: twardnieję, mój pancerz każdego dnia staje się coraz grubszy...


TEACHER: Harold, what do you call a person who keeps on talking when people are no longer interested?
HAROLD: A teacher...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz