piątek, 20 marca 2009

o postmodernizmie – mojej ulubionej aberracji filozoficznej

jak powszechnie wiadomo prosty chłop ze wsi jestem. i prostą filozofię mam. i jestem z tego dumny. w myśl owej mojej osobistej koncepcji podziału ludzkości Ziemianie dzielą się na dwie kategorie: na tych co myślą i mówią (czasem błądzą, mylą się, mówią co myślą bez względu na konsekwencje) oraz na tych co powtarzają to, co ktoś inny za nich wymyśli.
zainspirowany blogiem autorstwa pewnej niewiasty, której serduszko pika po LEWEJ stronie, co oczywiście zwalnia ją z luksusu samodzielnego myślenia (czytaj: druga kategoria) postanowiłem napisać swoje myśli nieuczesane, niedzisiejsze i zupełnie niepoprawne politycznie ale za to moje własne.
ot prawdziwa wiejska filozofia chłopka-roztropka... :)
żyjemy w czasach pełnych sprzeczności,
w czasach o filozofii kupczenia
w czasach kultu zakupów no bo wszystko jest na sprzedaż... pozornie...
a skoro wszystko to znaczy nic...
bo możesz kupić zegarek, ale nie kupisz czasu...
możesz kupić dom, ale ognisko domowe sam musisz stworzyć..
możesz kupić sex ale nie kupisz miłości...
możesz kupić książkę ale nie kupisz mądrości...
możesz kopić laptopa ale nie umiejętność jego użycia... i tak dalej....
dziecko to piękny temat..... dla mnie z racji wiadomych czysto teoretyczny... :)
najpierw eutanazja: dobrze, że nie mam dzieci, bo nawet nie mogę sobie wyobrazić sytuacji (a wyobraźnia moja granic nie ma), że pewnego pięknego dnia moja kochana pociecha, której jakoś udało się przeżyć (uniknąć aborcji) oraz wykształcić (tzn nie zaćpać na śmierć) przyjdzie do mnie i powie mi: tak bardzo mi przykro, ale podjęliśmy decyzje: żebyś się nie męczył jutro umrzesz... wyprawimy ci skromy pogrzeb a resztą kasy jaka po tobie zostanie podzielimy się z biednymi.... suuuuuper, mądre dziecko! co się stary ojciec ma po tym świecie poniewierać swoje zrobił nich już więcej miejsca nie zajmuje nam młodym. no fantastyczne prawo sobie stworzyliśmy.
dalej.... dziecka nie wolno dotknąć – akcja zły dotyk... oczywiście są tragedie ale to są WYPADKI. i taki oto margines ma być rozciągnięty jako powszechne prawo na wszystkie normalne relacje, na wszystkie normalne rodziny. no więc dziecka nie wolno dotknąć, przytulić pocałować – bo będzie to już wykorzystanie seksualne. dziecka również nie wolno uderzyć bo będzie to przemoc. i rośnie taka pociecha nie znając żadnych granic, keinen grenze... :)
i tak oto wychowaliśmy idealny „produkt” postmodernizmu – moje życie to takie punkty w czasie, samodzielne, bez żadnego połączenia, bez logicznego związku skutkowo-przyczynowego.... monady? ale chyba trudno Leibniz'a nazywać ojcem postmodernizmu :)
świat był dla Leibniz'a zbiorowiskiem „monad”, to jest indywidualnych jednostek siły. jest ich nieskończenie wiele i różnią się między sobą stopniem doskonałości, tak, że nie ma dwóch monad jednakowych, piękne, co? taka interesująca teoria bytu... zaadoptowana przez współczesny materializm praktyczny. a co to praktycznie oznacza? ano nie ma żadnej moralności, żadnej oceny tego co robię, bo przecież nie ma absolutnie żadnego związku pomiędzy tym, co robiłem wczoraj a tym, co będzie się działo jutro... jak więc można mówić o jakichkolwiek konsekwencjach???
filozofia daru
to jest to, czego nam dziś brakuje....
nie można prowadzić dziś żadnej dyskusji jeśli nie odkryjemy na nowo filozofii daru.
DZIECKO JEST DAREM - nie jest własnością, jest darem....
człowiek dla drugiego człowieka jest darem.
póki tego nie zrozumiemy – nic nie ma sensu... miłość nie ma sensu, człowieczeństwo nie ma sensu.
będziemy się tylko nawzajem ranić i to beż żadnych konsekwencji. wszak życie to takie samodzielne punkty w czasie...
zatem dziecka nie mogę kupić na targu – tak, jak się kupuje nowe auto, czy nową parę butów...
i ten kpiący ton iski jarugi-nowackiej we wczorajszych wiadomościach... masakra jakaś: dofinansowanie zapłodnienia pozaustrojowego, czyli in vitro (znaczy w szkle) no bo cała Europa uważa tę metodę za metodę leczenia to i my musimy. lewica wciąż jeszcze należy do drugiej kategorii. powtarzają. kiedyś – w czasach mojego dzieciństwa – powtarzali to, co im komitet centralny kpzr dał do wierzenia i mówienia. dziś powtarzają po Brukseli, czy czort wie po kim....
i znów te sprzeczności...
najpierw się niszczy naturalną ludzką zdrową płodność – no bo to moje życie i wyszaleć się muszę... imprezy, orgie i orgietki... a jak się mi nagle zachce dziecka – oficjalnie się mówi, że dojrzałem do tej decyzji – no to przecież skoro nie mogę zajść w ciążę w sposób naturalny to sobie kupię mojego ślicznego bobaska... wszystko jest na sprzedaż, a ja mam kasę, w końcu uczciwie na nią pracowałem.... a wszystko zgodnie z zasadą: Liberté-Égalité-Fraternité... szkoda tylko, że ta zasada nie obowiązuję wobec słabszych i tych, co się sami nie mogą bronić....
uffff... się mi zebrało na poważne wywody... ale do tematu in vitro jeszcze wrócę... uwielbiam te diploidalne tematy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz