sobota, 27 listopada 2010

środa, 17 listopada 2010

I'm sure God must be a cowboy at heart

na jesinno-zimowe klimaty, długie podróże, otwarte przestrzennie, na pluchę za oknem i nastrój depresyjne-refleksyjny... na wszystko dobra jest muzyka, oczywiście muzyka counrty...
no bo i Bóg musi być w sercu kowbojem... ;)


zanim jednak światem zaczęła rządzić zima, pokrywając wszystko swym białym kożuszkiem, otaczająca nas rzeczywistość była taka wielobarwna i urozmaicona. a teraz spokój i monolit. i tak będzie jeszcze przez chwil parę :)



wtorek, 16 listopada 2010

o piratach... na Bałtyku


Słowo 'pirat' jakoś bardzo jednoznacznie kojarzy się większości z nas z ciepłymi morzami, palmami, rumem i rozlicznymi skarbami. Niektórym – być może – nasuwa też skojarzenie z filmem, właściwie trylogią pt.: Piraci z Karaibów. Dominikana, Martynika, Karaiby wydają się być idealnym i jedynym miejscem, gdzie można było spotkać piratów. Dziś do tych miejsc dołączają też wybrzeża Somalii, gdzie współcześni piraci realizują swoje morskie ambicje. A swoją drogą – jestem pełen uznania dla tych odważnych, zdeterminowanych ludzi. Przez wiele lat tamte rejony świata były traktowane przez bogate kraje północnej Półkuli jako wysypisko śmieci. Taka polityka spowodowała olbrzymie szkody w gospodarce morskiej u wybrzeży Afryki przyczyniając się do wyniszczenia ryb i innych morskich żyjątek (czytaj seafood'u) które stanowiły podstawę egzystencji rybaków z tamtych rejonów. A dziś – walcząc o swoją szanse na godną egzystencję – posuwają się oni do takich drastycznych metod jak morskie kaperstwo. Dzieje się to – jak zawsze – kosztem tych najuboższych, którzy dla utrzymania swoich rodzin godzą się na taką działalność, przynoszącą krocie ich bossom a im samym, współczesnym korsarzom, ryzykującym najwięcej, daje jakieś minimalne środki do przeżycia na wciąż bardzo podstawowym poziomie.

Pod banderą Jolly Roger pływano też na naszym starym, poczciwym Bałtyku. Pirackie wyczyny i historie są równie pasjonujące jak korsarskie walki, wielkie wyprawy, pogonie i ucieczki na Karaibach i Morzu Śródziemnym. Kiedy w 1389 r. Małgorzata, królowa Danii i Norwegii, pokonała Szwecję, którą rządził Albrecht (Meklemburczyk z pochodzenia), za Meklemburgią opowiedział się tylko wierny swemu królowi Sztokholm. Miasto oblegali Duńczycy. I Meklemburgia, i słynna Hanza postanowiły bronić swej hegemonii na Bałtyku i złamać blokadę Sztokholmu. Ani Meklemburgia, ani Związek Miast nie miały jednak własnej floty, niezbędnej w takiej operacji, morskie działania oparto więc o piratów i ich statki, których 30 lat wcześniej wynajmowano już do ochrony szlaków kupieckich na Bałtyku. Piraci znakomicie wywiązali się ze swoich zadań. Przede wszystkim dostarczali żywność oblężonym mieszkańcom Sztokholmu. Stąd wzięła się ich nazwa: Vitalienbroedere albo Vytagenbredere - Bracia Wiktuałowi w narzeczu dolnoniemieckim, a po polski Bracia Witalijscy. Zdobyli również Visby na Gotlandii, a kiedy doszło do zawieszenia broni między walczącymi stronami, tam właśnie założyli swoją bazę i rozpoczęli walkę ze wszystkimi na całym Bałtyku. Dowódcą Braci Witalijskich był Klaus Störtebeker. Jego nazwisko, czy może raczej przezwisko pochodzi od dwóch niemieckich słów «Stürz den Becher» - cały kufel za jednym haustem, czyli w skrócie właśnie: Störtebeker. Przypisywano mu ogromną  siłę fizyczną i niebywałą odporność na trunki. Legenda ;) mówi, że Klaus wypijał czterolitrowy dzban wina, tudzież piwa jednym łykiem.

Miejsce urodzenia i pochodzenie społeczne wielkiego rozbójnika morskiego toną jednakże w mrokach niepewności. Wedle różnych legend i podań mógł się on urodzić w Ruschvitz na Rugii. Opowiadano, iż w sąsiednich wioskach Hagen i Bobbin osobiście wspierał biednych pieniędzmi i darami. Być może iż był on dzieckiem Wismaru, względnie pochodził z Verden. Jest też możliwym, iż należał do pewnej szlacheckiej, fryzyjskiej rodziny. 
Klaus to bardzo malownicza postać, swoisty Robin Hood na Bałtyku. Walczył przede wszystkim z patrycjuszami i cieszył się ogromnym szacunkiem i miłością prostego ludu. Dowodził okrętem "Tygrys Morski" i w latach 1395-1401 zasłynął z wielu brawurowych wypraw i wygranych potyczek morskich, również na Morzu Północnym. Żaden statek nie był przed nimi bezpieczny. Nie pohamowała ich nawet klątwa papieska. Straty kupców stawały się tak wielkie, iż hanzeatyckim kupcom w 1398 r. musiał przyjść z pomocą zakon rycerski. Krzyżacy oblegali na wyspie Gotland tamtejszą kryjówkę Witalijskich Braci i ostatecznie, zdobywszy twierdzę, wygonili ich z Morza Bałtyckiego.  Wynieśli się też Störtebeker i Gödeke Michael, jeden z hersztów pirackich i prawdopodobnie jego kompan z Greifswaldu. Rejonem ich rozbojów stało się teraz Morze Północne. Tu, szczególnie zaś w Północnej Fryzji, znaleźli oni kryjówki i rynek zbytu na zrabowane łupy. Zdobycz dzielili oni zwyczajem pirackim między siebie po równo. Zaciekłe zmagania floty hanzeatyckiej z piracką, trwały nadal.
Hanza postanowiła jednak przejąć inicjatywę i rozprawić się ostatecznie z piratami. Najpierw rozprawiono się z Fryzyjczykami, którzy udostępnili Braciom Witalijskim kwater na zimę. W 1400 roku tzw. "kogi pokoju" przeczesały fryzyjskie zatoki i zabito 80 piratów. Kolejnych 25 zostało wydanych wojskom Hanzy i zostali oni straceni na rynku w Emden. Był to dopiero początek rozprawy z Bractwem, bo liczba piratów oceniana była nawet na 1500 ludzi.
W zimie 1401 roku nastąpiło kolejne uderzenie. Hanzeatycki Hamburg, w osobach rajców miejskich Hermanna Lange i Nikolausa Schocke, przygotował w tym celu statek "Łaciata Krowa" (Bunte Kuh), który został okrętem flagowym flotylli wojennej zamaskowanej jako handlowa. Zasadzka, przygotowana w pobliżu wyspy Helgoland i dowodzona przez kapitana Simona van Utrecht, udała się – do niewoli dostało się 70 piratów, a 40 zginęło w walce. Wśród ujętych był także jeden z przywódców, Klaus Störtebeker oraz jego przyjaciel Gödeke Michael zwany też Ojciec Michael. Po procesie zostali straceni na położonej na Łabie wyspie Grasbrook poprzez ścięcie mieczem. Legenda mówi, że Störtebeker miał prosić Burmistrza o łaskę dla wszystkich swoich ludzi, koło których, po jego ścięciu, przebiec jeszcze zdoła. Umowa została zawarta. Gdy faktycznie Klaus już bez głowy przebiegł jeszcze przed jedenastoma swoimi kompanami, rzucił mu kat pod nogi katowski pieniek, na którym się Störtebeker potknął i upadł. Naturalnie burmistrz nie dotrzymał danego słowa i cała jedenastka, która miała otrzymać ułaskawienie, nie uniknęła katowskiego topora dzieląc los pozostałych piratów. Ich głowy zostały przybite do pali i umieszczone wzdłuż rzeki.
I tak kolejny raz potwierdza się prawda, że najbardziej cierpią zawsze ci, którzy pozostają w służbie możnych tego świata... a Historia kołem się toczy...

sobota, 13 listopada 2010

z mojej ostatniej wyprawy

oczywiście z mojej ostatniej wyprawy do Amazonii. dzięki znajomościom rozlicznym, tudzież dzięki umiejętnemu władaniu hiszpańskim mogłem doświadczyć takich cudów...

piątek, 12 listopada 2010

wyszperane...


Different people have different perception. One man's meat could be another man's poison. A couple bought a donkey from the market. On the way home, a boy commented, "Very stupid. Why neither of them ride on the donkey?"Upon hearing that, the husband let the wife ride on the donkey. He walked besides them. Later, an old man saw it and commented, "The husband is the head of family. How can the wife ride on the donkey while the husband is on foot?" Hearing this, the wife quickly got down and let the husband ride on the donkey.

Further on the way home, they met an old lady. She commented, "How can the man ride on the donkey but let the wife walk. He is no gentleman." The husband thus quickly asked the wife to join him on the donkey. Then, they met a young man. He commented, "Poor donkey, how can you hold up the weight of two persons. They are cruel to you." Hearing that, the husband and wife immediately climbed down from the donkey and carried it on their shoulders.

It seems to be the only choice left. Later, on a narrow bridge, the donkey was frightened and struggled. They lost their balance and fell into the river. You can never have everyone praise you, nor will everyone condemn you. Never in the past, not at present, and never will be in the future.

Thus, do not be too bothered by others words if our conscience is clear..