czwartek, 31 października 2013

wchodząc w wyspiarską jesień...


No man is an Iland, intire of it selfe; every man is a peece of the Continent, a part of the maine; if a Clod bee washed away by the Sea, Europe is the lesse, as well as if a Promontorie were, as well as if a Mannor of thy friends or of thine owne were; any mans death diminishes me, because I am involved in Mankinde;
And therefore never send to know for whom the bell tolls; It tolls for thee...
John Donne
(pisownia oryginalna)

czwartek, 25 lipca 2013

Święty Krzysztof

Pewna legenda mówi, że dwieście lat po narodzeniu Chrystusa żył w Samon człowiek, olbrzym, który nigdy nie słyszał ani słowa o Chrystusie. Był to nieokrzesany prostak o gołębim sercu. Pragnął zostać poddanym tylko kogoś silniejszego od siebie.
Pewnego dnia spakował swój dobytek i ruszył w drogę, aby znaleźć tego większego. Po drodze przystawał tu i tam i rozpytywał o najpotężniejszego człowieka. Wszyscy dawali mu taką samą odpowiedź: król.
Najpierw olbrzym przybył do miasta, w którym żył król, a kiedy dostał się do pałacu, zobaczył króla w całym przepychu. - Kim jesteś, nieznajomy? - zapytał król.
A olbrzym spytał: - Czy ty jesteś królem? - Tak, to ja.
Wtedy olbrzym powiedział: - Bądź moim panem, gotów jestem ci wszędzie towarzyszyć.
Przez następne dni szedł za królem wszędzie, gdzie tamten się udawał. Król cieszył się ze swego nowego sługi, gdyż żaden władca nie mógł się poszczycić takim silnym i gorliwym towarzyszem. Pewnego dnia, kiedy szli przez miasto, usłyszeli, jak dwaj mężczyźni się spierają. Jeden wymyślał drugiemu i życzył mu, aby go diabeł porwał.
Wtedy król przestraszony przeżegnał się. - Dlaczego to czynisz? - zapytał olbrzym. - Tak trzeba robić, kiedy zostaje wspomniane to imię- powiedział cicho król, potem cofnął się i przeżegnał powtórnie.- Bądź zdrów, mój królu - rzekł olbrzym. - Dokąd odchodzisz?- Poszukać tego, którego się boisz, albowiem on musi być mocniejszy niż ty.

I olbrzym odszedł ze smutkiem w oczach.

Znów zatrzymywał ludzi i pytał o diabła, ale każdy się odwracał i uciekał. Olbrzym nie mógł tego zrozumieć. Nie musiał jednak długo szukać. Na pustej drodze ukazał się diabeł w swej czarnej okazałości i dobroduszny olbrzym zapytał: - Czy ty jesteś diabłem? - Tak, to ja.
Potem olbrzym powiedział: - Bądź moim panem.
Szatan skinął głową i znów olbrzym był gotów do służby.
Ale już wkrótce zobaczył, jak jego pan zatrzymał się przerażony. - Musimy iść inną drogą - powiedział ochrypłym głosem. - Dlaczego? - Dlatego - I szatan wskazał na prosty drewniany krzyż, który stał na skraju drogi. Olbrzym spojrzał na krzyż, ale nie dostrzegł w nim nic, co by mogło budzić przerażenie. Była na nim tylko postać biednego człowieka bez odzienia.

Kiedy się odwrócił, diabła już nie było. Olbrzym długo go szukał, ale diabeł znikł bez śladu. Teraz zauważył, że postać na krzyżu ma koronę. Pomyślał więc: Skoro ten tu jest silniejszy niż ten, który właśnie zniknął, wobec tego ten jest królem, temu pragnę służyć. Udał się na poszukiwanie, nie przypuszczając, że szuka Boga. Po jakimś czasie przybył nad szeroką, wzburzoną wodę. Na przeciwległym brzegu klęczał pustelnik przed swoją chatą.

Olbrzym przeszedł w bród rzekę. Pustelnik skończył modlitwę i obserwował olbrzyma. Pobożny człowiek zapytał: - Co cię tu sprowadza? - Szukam króla, który jest mocniejszy od diabła.
Jego wzrok padł na krzyż, pod którym pustelnik się modlił.
Olbrzym powiedział: - To ten człowiek. - To Chrystus, Zbawiciel, którego szukasz. - Jak mam go znaleźć? - Padnij na kolana i módl się.
Pustelnik zobaczył, że olbrzym nie potraf się modlić. Tylko błagalny wzrok zdawał się zdradzać jego stan. - Przyjdzie dzień, kiedy nauczysz się modlić. Tymczasem pozostań u mnie. Jest tu dość pracy dla przewoźnika. Rzeka jest rwąca, a wędrowcy, którzy przechodzą w bród, często muszą zawracać. - Teraz już nie będą musieli - odparł olbrzym wesoło i od razu zabrał się do pracy. Był bardzo zadowolony, ponieważ mógł wykorzystać swoje siły. Jednocześnie jednak czuł się nieszczęśliwy, albowiem służył wszystkim, tylko nie temu, którego szukał.

Pewnego wieczoru olbrzym zamierzał położyć się spać, bo o tak późnej porze nie spodziewał się już żadnego wędrowca. Nagle usłyszał dźwięczny głos. Ktoś wzywał przewoźnika. Zszedł nad rzekę. Stało tam dziecko.- Jestem tu sam. Jak mam dostać się na drugi brzeg? - zapytało dziecko. - Przeniosę cię na plecach. - Nie będzie ci za ciężko?

Wtedy olbrzym uniósł dziecko w górę jak piórko, posadził sobie na plecach, wziął kij i szedł przez ciemną wodę nie czując wcale ciężaru, który dźwigał. Przeszedł niespełna ćwierć drogi i powiedział - Ty ważysz więcej, niż myślałem. Pośród ku rzeki otarł pot z czoła: Chłopcze, czy to ty jesteś taki ciężki, czy ja jestem taki słaby? Nigdy dotąd nie dźwigałem takiego ciężaru.

Szedł powoli opierając się na kiju. Kiedy przeszedł już trzy czwarte drogi, przystanął i jęknął: - Czuję się tak, jakbym niósł na plecach cały świat. - Zdawało mu się, że plecy mu pękną, zanim dotrze do brzegu. Ostatni odcinek drogi wydawał mu się dłuższy niż cała dotychczas przebyta odległość. Każdy krok przychodził mu z wielkim trudem. Wreszcie doszedł do brzegu i zsadził "ciężar" z ramion. Całkiem wyczerpany położył się na trawie. Usłyszał jeszcze, jak dziecko powiedziało: - Krzysztofie! Dźwigałeś na swoich plecach cały świat. Ja stworzyłem świat, ja zbawiłem świat i ja noszę grzechy świata.

Kiedy Krzysztof spojrzał, dziecka już nie było. Teraz już wiedział, kto mu nadał imię i kogo przenosił przez rzekę. Przycisnął usta do miejsca, gdzie stało dziecko i szepnął: - Bądź moim Panem!


Święty Krzysztof
ikona napisana przez Małgorzatę Matyjaszczyk
z którego pozwoliłem sobie ów obraz zaczerpnąć

poniedziałek, 15 lipca 2013

a bit of poetry

The Word
A pen appeared, and the god said:
'Write what it is to be
man.' And my hand hovered
long over the bare page,
until there, like footprints
of the lost traveller, letters
took shape on the page's
blankness, and I spelled out
the word 'lonely'. And my hand moved
to erase it; but the voices
of all those waiting at life's
window cried out loud: 'It is true.'

Ronald Stuart Thomas

piątek, 14 czerwca 2013

czas nie-meta-fizycznie - because we are also what we have lost



"We are well advised to keep on nodding terms with the people we used to be, whether we find them attractive company or not. Otherwise they turn up unannounced and surprise us, come hammering on the mind's door at 4am of a bad night and demand to know who deserted them, who betrayed them, who is going to make amends."
Joan Didion

Najwierniejszy mojej wędrówki towarzysz...
Zawsze był ze mną, lecz gdy byłem młodszy z przodu była nieskończoność, a z tyłu krótka chwila, więc nie zwracałem na niego uwagi. Dziś za mną jest już spora opowieść, całkiem pokaźny ten plecak. A przede mną? Któż to raczy wiedzieć... :)  A mój towarzysz najwierniejszy jest wciąż ze mną, bez zdenerwowania, bez pośpiechu - tik tak, tik tak, umykają sobie sekundy, minuty a potem godziny. Plecak spakowany, bilet kupiony. I jakiś mało konkretny ten horyzont. I wciąż nie znam kursu, choć kompas skalibrowany jest już doskonale... Przyśpieszę, a Czas tak samo spokojny obok mnie podąża spacerowym krokiem.

 "Porque tambien somos lo que hemos perdido"


sobota, 1 czerwca 2013

Czego potrzebuje prawdziwy mężczyzna?

Powoli zbliża się kolejna zmiana w moim życiu. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia. Podsumowując ten czas spędzony tutaj, na końcu świata, to zawieszenie pomiędzy actio a contemplatio dochodzę do następujących wniosków.

Mężczyzna w swoim życiu do pełnego rozwoju potrzebuje trzech następujących rzeczy.
Po pierwsze: kontaktu z ludźmi, którzy są autentyczni. Musimy się uczyć autentyczności i szczerości. Nie możemy zachowywać postawy "jestem ponad to", jeśli w rzeczywistości coś nas bardzo poruszyło (coś nas obchodzi, boli, dotyka). Musimy przestać udawać, że się wstydzimy, jeśli jesteśmy czegoś niepewni albo czujemy się słabi. I musimy być odważni, kiedy chcemy czegoś dokonać. Silni, kiedy jesteśmy siebie pewni. Ostrożni, kiedy czujemy ryzyko. Okazywać smutek, kiedy pragniemy, żeby nas ktoś pocieszył. Wyrazić gniew, jeśli ktoś przekracza nasze granice, i okazać zmęczenie, jeśli jesteśmy zmęczeni. Autentyczność jest zaraźliwa. Łatwiej kochać ludzi, którzy są autentyczni, bo wiemy, czego się spodziewać, łatwiej można wyjaśniać konflikty, wspólnie cieszyć się z tego, co lubimy i respektować wzajemnie swoje granice. Człowiek staje się autentyczny tylko wtedy, kiedy czuje się pewny siebie, kiedy jego poczucie własnej wartości jest zbalansowane, zrównoważone.

Po drugie: kontaktów z ludźmi, którzy akceptują go takim, jakim jest. Mam swoje plusy, mam też swoje minusy. Są strefy w których czuję się dobrze, moje mocne strony, ale istnieją także równolegle strefy w których niedomagam, które są moją słabością. Trzeba się uczyć nie oceniać siebie ani innych. Warunki, które sprawiają, że kogoś akceptujemy albo odrzucamy, okazują się ostatecznie zawsze tylko zbiorem uprzedzeń. Jeśli to prawda, że każdy człowiek jest nieskończenie cenny, byłoby bezzasadne i głupie oceniać jego wartość miarą sukcesu, posiadania, atrakcyjności itp. Oczywiście, w oczach każdego człowieka jedni są bardziej atrakcyjni, a inni mniej. Lecz musimy zrozumieć, że odczuwane przez nas sympatie czy antypatie są przejawem naszego wewnętrznego ograniczenia i nie wynikają z obiektywnych cech, jakie inni posiadają lub nie. "Ja jestem w porządku i ty jesteś w porządku" nie oznacza w tym kontekście, że mamy odnosić się do siebie bezkrytycznie i żyć bez konfliktów. Ale krytyka i starcia w konfliktach nie powinny prowadzić do negowania czyjejś wartości.

Po trzecie: mężczyzna potrzebuje kontaktów z ludźmi, którzy interesują się jego wnętrzem, ponieważ on sam musi się uczyć wczuwać w sytuacje i przeżycia innych. Musi oduczać się postawy typu "wiem-co-masz-zrobić" i zacząć słuchać. Przyjemnie jest obcować z ludźmi, którzy nie mają potrzeby ciągle zmieniać innych, lecz potrafią brać ich takimi, jakimi są. Z ludźmi, którzy nie muszą wiedzieć, ale czują. Z ludźmi, którzy uważnie potrafią wysłuchać innych, nie traktując ich z góry. Potrzebujmy czasami ludzi, którzy pomogą nam znaleźć słowa na to, czego sami jeszcze sformułować nie umiemy. Którzy z wyczuciem i taktem pomogą nam zobaczyć się w prawdzie.

Empatia, bezwarunkowy szacunek i autentyczność to trzy warunki niezbędne do tego, by mogła się kształtować tożsamość mężczyzny w relacjach z innymi ludźmi. W ich klimacie rozwija się osobowość - i męskość. Każdy z tych czynników potrzebuje zawsze dwóch pozostałych: empatia bez autentycznego szacunku zamienia się w "klub pocieszenia" i powierzchowne psychologizujące "ple-ple". Szacunek bez empatii i autentyczności przybiera postać postawy nauczycielskiej i jest niewiarygodny - poprawne bycie na dystans. Autentyczność przy braku empatii i szacunku staje się brutalnym waleniem prawdą między oczy. Być Wojownikiem to naprawdę fascynująca ale i wiele wymagająca przygoda... Dobry wojownik to mądry wojownik. A czasem wiele siły trzeba użyć, by nie reagować tylko działać - co w rzeczy samej oznacza najczęściej brak jakiegokolwiek działania.

za: "Mężczyźni nie są skomplikowani" - Andreas Malessa, Ulrich Giesekus


Zawsze przychodzi ten czas, ten moment, że trzeba oddać cumy. Łódź w porcie przywiana cumami do pomostu jest bardzo bezpieczna, lecz nikt nie buduje łodzi by potem ją uwiązać na cumach do brzegu. Łódź jest po to by walczyć ze sztormem na środku oceanu.
I jeszcze kilka nocy a słońce nie będzie zachodzić, nie będzie się kryło za horyzontem... A potem znów przyjdzie dłuuuga noc... Jak to w życiu. I znów zatęsknię za południowym słońcem i czerwonym winem sączonym w ciepły wieczór gdzieś tam, blisko równika...


czwartek, 30 maja 2013

powiedz mi twe imię a powiem ci kim jestes


jod, he, waw, he - cztery hebrajskie litery oznaczające imię Boga... W Starym Testamencie występuje blisko 6800 razy. W Nowym Testamencie nie występuje wcale.
Ciąg spółgłosek dla współczesnych zupełnie nieczytelny...
zatem Jahwe czy może Jehowa?
Jestem tym, który jest - Jahwe...
ale w Biblii można spotkać też inne formy jakimi lud zwracał się do Boga. I tak mamy też:
Adonai - Pan
Elohim (El 'oim) - mój Bóg, On
El Sabaoth - Pan Zastępów
Szema - Słuchaj
W Talmudzie istnieje zakaz wymawiania imienia Boga. Głośno to Imię może wypowiedzieć tylko Najwyższy Kapłan tylko w obrębie Świątyni Jerozolimskiej i to tylko kilka razy w roku w czasie największych świąt religijnych. Józef Flawiusz w dziele Dawne dzieje Izraela, w swoim komentarzu do objawienia przez Boga swojego imienia Mojżeszowi, napisał: „I wyjawił mu Bóg swoje imię, którego dotąd nie znał żaden człowiek; tego imienia nie wolno mi tu podać."
Współczesny zapis imienia Boga wygląda następująco:

JESTEM KTÓRY JESTEM
JAHWE

sobota, 18 maja 2013

Co mi Panie dasz w ten niepewny czas?



Jesteśmy jedni dla drugich pielgrzymami, którzy różnymi drogami zdążają w trudzie na to samo spotkanie...
(Antoine de Saint-Exupéry)

czwartek, 25 kwietnia 2013

lubię indiańskie opowieści...


Stary Indianin rzekł swojemu wnukowi: "Moje dziecko, w każdym z nas toczy się bitwa pomiędzy dwoma wilkami.
Jeden jest złem. To złość, chciwość, uraza, poniżanie, kłamstwa i ego.
Drugi jest dobrem. To radość, pokój, miłość, nadzieja, pokora, życzliwość i prawda."

Chłopiec pomyślał nad tym i zapytał: "Dziadku, który wilk zwycięża?"
Stary człowiek cicho odpowiedział: "Ten, którego karmisz."



W byciu mądrym chodzi o dwie rzeczy.
Żeby mieć wiele do powiedzenia i potrafić zachować to dla siebie...

czwartek, 11 kwietnia 2013

Pamięć dłuższa niż nienawiść


O! Polsko! póki ty duszę anielską
Będziesz więziła w czerepie rubasznym,
Poty kat będzie rąbał twoje cielsko,
Poty nie będzie twój miecz zemsty strasznym.
Juliusz Słowacki

Taką sobie listę uczyniłem... Listę dziwnych zgonów... Zgonów, które pojedynczo rozpatrywane wydają się być nieszczęśliwymi wypadkami, tudzież samobójstwami. Żadna z osób na tej liście nie zmarła z powodów naturalnych, każda z tych śmierci była nagła... A wszystko obraca się wokół tematu katastrofy w Smoleńsku...

1. Grzegorz Michniewicz
2. chorąży Stefan Zielonka
3. Biskup Mieczysław Cieślar
4. Krzysztof Knyż
5. profesor Marek Dulinicz
6. Doktor Dariusz Ratajczak
7. Eugeniusz Wróbel
8. Krzysztof Zalewski
9. Remigiusz Muś
10. generał Sławomir Petelicki
11. profesor Stefan Grocholweski
12. Dariusz Szpineta
13. porucznik Adam Adamski
14. profesor Józef Szaniawski

Pogooglowałem więc odrobinę i takie sobie informacje w necie znalazłem....

Grzegorz Michniewicz. Pierwsza ofiara. Dyrektor generalny kancelarii premiera. Osoba mająca najwyższy status dostępu do informacji tajnych. Jego przełożonym był Tomasz Arabski. Zginął w tajemniczych okolicznościach 23 grudnia tego samego dnia kiedy do Polski powrócił Tupolew z remontu. Wedle oficjalnej wersji popełnił samobójstwo wieszając się na kablu. Wcześniej jednak nic nie wskazywało na taki jego stan. Tuż przed mniemanym samobójstwem dzwoni do żony umawiając się na następny dzień , wysyła esemesy do znajomych. Osoby które go znały zgodnie twierdzą że nie miał żadnych stanów depresyjnych ani skłonności samobójczych. Po jego śmierci w mediach, przecież tak żądnych sensacji, zapada zadziwiająca cisza.

Chorąży Stefan Zielonka był szyfrantem. Druga ofiara. Zwłoki w stanie rozkładu zostały wyłowione z Wisły 27 kwietnia 2010. Rok wcześniej szyfrant Zielonka oficjalnie zaginął. Ciało było w stanie rozkładu natomiast dokumenty przy nim idealnie zachowane. To była ważna osoba w polskim wywiadzie. Miał dostęp do najbardziej tajnych materiałów będących w posiadaniu polskiego rządu. Fachowiec, który szkolił innych, jeden z najlepszych w kraju. Doskonale znał kanały i sposoby przekazywania tajnych informacji. Mimo że sprawa winna była wzmóc najwyższą czujność organów państwowych i mimo że rozkład zwłok kolidował ze znakomicie zachowanymi dokumentami – stwierdzono samobójstwo. Mainstreamowe media nie dociekały.

Biskup Mieczysław Cieślar. Trzecia ofiara. Ginie 18 kwietnia 2010 roku w wypadku samochodowym. Miał być następcą ks. Adama Pilcha, pełniącego obowiązki Naczelnego Kapelana Ewangelickiego Wojska Polskiego, który poniósł śmierć w Smoleńsku. Biskup Mieczysław Cieślar był specjalistą od tematyki inwigilacji środowisk protestanckich przez SB. Wedle pewnych źródeł, po katastrofie odebrał telefon od ks. Pilcha. Po jego śmierci, tak niesamowitej gdy kilka dni po katastrofie ginie następca głównego kapelana wojskowego, zapada w mediach głucha cisza.

Krzysztof Knyż operator „Faktów” TVN. Czwarta ofiara. Pracował z W. Baterem. Wedle informacji podanej zdawkowo przez TVN umiera 2 czerwca. Niejasne krótkie komunikaty mówiły o chorobie. Prasa zagraniczna pisała iż został zamordowany we własnym mieszkaniu. Wedle pewnych źródeł sfilmował awaryjne lądowanie Tupolewa na smoleńskim lotnisku co miał na żywo pokazać kanał informacyjny. Faktem jest że materiały telewizyjne z pierwszych chwil, gdy nie było wiadomo jeszcze co się stało i tuż sprzed katastrofy zniknęły. O śmierci Knyża w mediach była i jest cisza.

Profesor Marek Dulinicz. Wybitny polski archeolog. Piąta ofiara. Ginie w wypadku samochodowym w dniu 6 czerwca. Szef ekipy archeologów, która miała w czerwcu wyjechać do Smoleńska. Dulinicz był pomysłodawcą wyprawy, ale też osobą aktywną w staraniach o wyjazd.
W tym miejscu wspomnę Państwu tylko jak wyglądał śmiertelny wypadek samochodowy Waleriana Pańki szefa Najwyższej Izby Kontroli z początku lat 90-tych. W oponach było wywierconych setki mikroskopijnych dziurek, które dopiero gdy samochód jechał z dużą prędkością tworzyły zawirowania skutkujące wpadnięciem w poślizg. Tego dnia kierowca prezesa Pańko jechał z szybkością 150 km/h. Tego nie mogli, nie potrafili wykonać zwykli gangsterzy. To wiedza zastrzeżona dla służb. Po śmierci prof. Dulinicza jak i we wcześniejszych wypadkach na ten temat zapada cisza

Doktor Ratajczak. Szósta ofiara. Nie wiąże się go bezpośrednio z tragedią smoleńską, ale nie można jego osoby oddzielić od jej skutków. Zwłoki dr Dariusza Ratajczaka w stanie rozkładu znaleziono 11 czerwca 2010 w samochodzie zaparkowanym pod Centrum Handlowym Karolinka w Opolu. Świadkowie twierdzą że poprzedniego dnia samochodu na parkingu nie było. Komenda Miejska w Opolu Umorzyła śledztwo mimo że sami policjanci stwierdzili że śmierć nastąpiła 3-4 dni wcześniej. Doktor Ratajczak został wyrzucony z uczelni po opublikowaniu książki w której cytował niektórych autorów podważających część ustaleń dotyczących holocaustu. Poprzedzone to było nagonką rozpętaną przez opolską „Gazetę wyborczą”. Wiąże się tę śmierć z działalnością ujętego niedługo potem agenta Mossadu. Faktem jest że po 10 kwietnia nastąpiło rozprzężenie rodzimych służb i wzmożona działalność agentury. Zaś śmierć Dariusza Ratajczaka wyraźnie wskazuje na działanie tzw. nieznanych sprawców. Na temat jego śmierci – cisza.

Minister w rządzie PiS Eugeniusz Wróbel. Siódma ofiara. Zaginął 15 października. Poćwiartowane zwłoki wyłowiono z Zalewu Rybnickiego. Wybitny ekspert od spraw lotniczych. Jeden z nielicznych o takiej wiedzy w Polsce. Wybitny specjalista od komputerowych systemów sterowania lotem samolotów. Specjalista od precyzyjnej nawigacji satelitarnej dla lotnictwa. Ekspert przepisów lotniczych krajowych i unijnych. Inicjator powstania Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego. W latach 1998- 2001 uczestniczy m.in. w opracowaniu projektu prawa lotniczego. To tylko niektóre z kompetencji i osiągnięć ministra Wróbla. Zostaje rzekomo zamordowany przez oszalałego syna. Rodzina min. Wróbla jest jednak rodzina wzorcową – żadnych konfliktów. Syn nie zdradzający nigdy żadnych zaburzeń umysłowych początkowo przyznaje się do winy, potem wypiera się jej. Nie jest osadzony w areszcie i poddawany określonej prawem obserwacji psychiatrycznej jak to ma miejsce w wypadku morderstwa, tylko po jednej rozmowie z biegłym, który stwierdza jego całkowitą niepoczytalność, zostaje zamknięty w ośrodku dla umysłowo chorych. Podobno całkowicie niepoczytalny poćwiartował piłą zwłoki ojca, lecz w pokoju gdzie miało się to odbyć nie ma najmniejszych śladów makabrycznego czynu. Całkowicie niepoczytalny syn w sposób idealny, który byłby bardzo trudny dla osoby zrównoważonej, oczyszcza pokój. Minister Wróbel od początku mówił w prywatnych rozmowach że wrak w Siewiernym nie jest wrakiem Tupolewa którym lecieć miała nasza delegacja. Osobom dla które taka informacja o przekonaniu min. Wróbla zaskakuje i wątpią w nią dodajmy iż Antoni Maciarewicz w niedawnym radiowym felietonie stwierdził iż samolot nie uderzył w ziemię i wygląda to tak jakby co najwyżej rozsypał się w powietrzu. Minister Wróbel był członkiem komisji Maciarewicza. Te ohydne ćwiartowanie zwłok niektórzy uznają za ostrzeżenie: „Widzicie, będziecie kwestionować oficjalne ustalenia katastrofy, skończycie jak minister Wróbel.” Po jego śmierci zapada cisza, o którą łatwiej tym bardziej że zostaje dokonany mord na Marku Rosiaku, pracowniku biura poselskiego w Łodzi. Niektórzy łączą te dwie śmierci twierdząc iż głośna śmierć Rosiaka miała odwrócić uwagę opinii publicznej od ministra Wróbla.

Najnowsza sprawa zabójstwa eksperta lotniczego Krzysztofa Zalewskiego także – pisze „Gazeta Wyborcza”. Zalewski rzeczywiście wielokrotnie wypowiadał się w sprawie katastrofy jako ekspert na łamach „Naszego Dziennika” i „Gazety Polskiej”, ale też w TVN, Polsacie i TVP. Według prokuratury Zalewski został jednak zabity przez wspólnika, a tłem zabójstwa były sprawy finansowe.

Podobnie jak śmierć Zalewskiego, dyskutowane było samobójstwo chorążego Remigiusza Musia, który powiesił się w nocy z 28 na 29 października. Był członkiem załogi samolotu Jak 40, który 10 kwietnia 2010 r. lądował w Smoleńsku przed prezydenckim tupolewem. Odszedł ze służby, gdy rozwiązano 36. Pułk Lotnictwa, w którym latał. W sprawie jego śmierci PiS zorganizował specjalną konferencję. Antoni Macierewicz powiedział wówczas, że zgon może mieć związek z zeznaniami Musia. A Jarosław Kaczyński dodawał, że śmierć „nie jest przypadkowa”. Posłowie Artur Górski i Marek Suski mówili, że „po Polsce krąży seryjny samobójca”. Jak było naprawdę? Według kolegów Musia chorąży odszedł z pułku, bo nie chciał się przekwalifikować na latanie śmigłowcem. Chciał otworzyć firmę komputerową. Interesy jednak nie szły, pojawiły też się problemy osobiste – pisze „Gazeta Wyborcza”.

Inne śledztwo, które część mediów wiąże ze Smoleńskiem to śmierć gen. Sławomira Petelickiego, twórcy jednostki specjalnej GROM. Zastrzelił się 12 czerwca 2012 r. Natychmiast pojawiły się głosy, że „człowiek jego pokroju nie był zdolny do samobójstwa”. Przypominano, że krytykował rząd za działania przed katastrofą smoleńską i po niej. – Wykluczamy udział osób trzecich. Badamy, czy ktoś nie nakłaniał ofiary do targnięcia się na własne życie. Czekamy na ekspertyzy śladów DNA, opinię balistyczną, trwają też przesłuchania świadków, którzy mieli przed śmiercią kontakt z generałem – powiedział Dariusz Ślepokura, rzecznik prasowy warszawskiej Prokuratury Okręgowej.

Gazeta przytacza ostatnie wyliczenia smoleńskich śmierci podawane m.in przez portale Niezalezna.pl i Niepoprawni.pl. Mówią one nawet o 13 ofiarach. Gazeta Wyborcza przygląda się większości z nich. To np. śmierć prof. Stefana Grocholewskiego, eksperta od odczytywania czarnych skrzynek (zmarł 10 dni przed katastrofą) czy samobójstwo Grzegorza Michniewicza, dyrektora w kancelarii premiera (pięć miesięcy przed Smoleńskiem)

Inne ofiary smoleńskie to: Eugeniusz Wróbel - b. wiceminister transportu, 15 października 2010 r. zamordowany przez niezrównoważonego psychicznie syna Krzysztof Knyż, operator „Faktów” TVN, który był na miejscu katastrofy, zamordowany w mieszkaniu przez nieznanych sprawców; prof. Marek Dulinicz - archeolog, miał jechać do Smoleńska; zginał w wypadku samochodowym, miał jechać na badania miejsca katastrofy; Dariusz Szpineta - ekspert lotnictwa; powiesił się podczas wakacji w Indiach, wcześniej wypowiadał się krytycznie o rosyjskiej wersji przyczyn katastrofy; Adam Adamski - porucznik BOR, kilka tygodni temu zmarł w konsulacie w Tadżykistanie, po pobiciu. W BOR był pirotechnikiem, ale od wielu lat nie brał udziału w sprawdzaniu samolotów VIP.

Kolejną ofiarą jest sowietolog prof. Józef Szaniawski. Zginął podczas samotnej wycieczki po górach. Spadł w przepaść schodząc ze Świnicy.

"Gdy miłość Ojczyzny gaśnie, nastają czasy łotrów i szaleńców" - H. Sienkiewicz


wtorek, 12 lutego 2013

jak bażanty co nigdy nie chodzą parami...

jak bażanty...
człowiek jest nieustannie w drodze między jedną a drugą połową.
“Jestem prochem” znaczy najpierw - zniszczeję i ślad po mnie zniknie na zawsze. To, co należy do ziemi, wróci do ziemi.
tracić i wciąż coś zyskiwać...
“Żywot nasz, jak łąka nieustannie przez nas samych ścinana, rośnie nam równocześnie za plecami aromatycznym, siennym stosem” - pisze Maria Pawlikowska-Jasnorzewska (a ja cytuję za: Maria Janion).
to tak, jakbyś żył i nie żył - jednocześnie... jakby Twoje życie należało do kogoś innego...
i ta tęsknota...
i to nieustanne poszukiwanie...
tracenie i zyskiwanie...
pakowanie i rozpakowywanie się gdzieś indziej...
jak namiot koczującego Nomada - dziś jest, jutro zostanie zwinięty a za kilka dni stanie w innym miejscu...

jak ślady na śniegu, które za chwilę zasypie wiatr...
Wszystkie te metafory życia. tak jak proch, który także jest metaforą. Pochylam głowę i słyszę: “Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Myślę wtedy o śmierci i rozkładzie - jestem jeszcze na tej połowie prawdy.
Ale wiem, że to dopiero połowa.

pusta ściana, na której jeszcze chwilę temu wsiał obraz Selmy...
i nadzieja, że gdzieś jest inna ściana, w którą wkrótce wbiję gwóźdź, by zawiesić obraz z Selmą...
granica...
tu ciepło - tam zimno...
tu dźwięki muzyki - tam cisza nocy...
tu spokój - tam gwar życia i jego obowiązków..
tu migocze światło świecy, tam panuje ciemność...
tu ja - tam gdzieś Ona...

jak bażanty, co nigdy nie chodzą parami...

granica...


sobota, 5 stycznia 2013

Power of Mother Nature



"A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre"
Gn 1, 31