niedziela, 11 kwietnia 2010

w piatą rocznicę

pozwoliłem sobie zamieścić poniżej świadectwo znalezione w necie, które poruszyło mnie do głębi...

Gdy został papieżem miałem 21 lat...
Zbudowano imperium zła w którym człowiek bał się drugiego człowieka. Jeden drugiemu nie ufał, bo władcy tego imperium wykorzystywali te najbardziej mroczne części naszej duszy, by urobić nas na niewolników i Judaszy co to gotowi są sprzedać brata nawet nie za garść srebrników a za obietnicę pochwały. I trwaliśmy tak w odrętwieniu, marazmie, samotności, poczuciu beznadziejności i bezsiły.
Wyobraź sobie jak straszną jest rzeczą czytać o cudach i dziwach świata i mieć pełną świadomość że nie masz możliwości ich zobaczyć, chyba że zaczniesz sprzedawać swoje przekonania i będziesz uczestniczyć w codziennym i ogólnym zakłamaniu. Pomyśl jak okropny musi być świat, w którym kłamstwo i niegodziwość podniesione jest do rangi cnoty. Gdzie wybierają ci przyjaciół i wyznaczają, kto ma być wrogiem. Gdzie wyprawia się uroczystości na cześć złoczyńców na rękach których jest krew twojego dziadka. I wiesz że nie możesz się zbuntować i zaprzeczyć bo konsekwencje dosięgną nie tylko ciebie ale i twoich najbliższych. I w takim świecie czujesz że jesteś samotnym małym trybikiem który jak się wyłamie to go wyrzucą na śmietnik i zapomną.
I nagle przyszedł On. Przyszedł i powiedział: Nie lękajcie się. Niech zstąpi Duch Twój i zmieni oblicze ziemi... Tej ziemi. A my rozejrzeliśmy się wokoło i zobaczyliśmy że jest nas wielu. I zrozumieliśmy że, tylko strach nie pozwala nam dojrzeć i mówić o prawdzie.
Potem był wielki festiwal wolności i solidarności. I nawet mrok który nastąpił później już nie mógł przywrócić dawnego lęku i poczucia samotności. Już byliśmy razem i był za nami On. Daleko - bo w Rzymie - ale był. I nadal nas nauczał że człowiek nie jest samotny i bezsilny. Ze zło nie jest wszechwładne i nie może trwać wiecznie. Że nie można bać się swojego brata. Że prawda musi zwyciężyć.
Że trzeba się otworzyć na drugiego człowieka i zaufać mu.
Miałem 31 lat gdy konwulsje dopadły to ciemne imperium.
Ta agonia tworzyła nowy świat który przerażał nas i fascynował ale który nie zawsze był dla nas zrozumiały. Przedstawiono nam nowe bożki i bałwany. Chwytaliśmy się ich jak nowych objawień. I znów zaczęliśmy chować do jaskiń sobkostwa, chciwości zawiści, złości, zarozumialstwa i pychy. Znowu zaczęliśmy być samotni nie z przymusu a z wyboru. Wybory nasze zaczęły być wręcz bezrozumne. Wierzyliśmy każdemu kto gładkimi słówkami chciał się przypodobać i przypochlebić.
I znów odwiedził nas On i zapytał się: coście zrobili z wolnością? Czemu nie otwieracie się na drugiego człowieka?
Czemu czcicie złotego cielca i nie widzicie potrzebujących i cierpiących? Używajcie rozumu i serca. Wymagajcie od siebie nawet jeśli inni od was nie wymagają. Nie gódźcie się na kłamstwo i zło.
Niewielu Go słuchało naprawdę. Różnej maści kombinatorzy brali z Jego słów tylko to co było im wygodne. Obwoływali się autorytetami (z różnymi przymiotnikami) i cynicznie żerowali znowu na tej mrocznej części naszego serca.
Ale słowa Jego były jak woda która drąży kamień. Zmuszał nas do otrząśnięcia się z marazmu konformizmu. Otwierał nasze oczy.
Mam 46 lat i już Go nie ma. Całe moje dorosłe życie był i wspierał zarówno tym co mówił jak i tymi gestami które czynił. Otwierał oczy na prawdy oczywiste i pokazywał że większość ludzi niezależnie od religii, koloru skóry i miejsca w którym żyją ceni te wartości o których mówił.
Pokazywał każdemu na Ziemi - tak, jak wcześniej w Ojczyźnie - że nie jest sam, że jest nas większość.
Brak mi Go. Brak mi jego twardości i pryncypialności w głoszeniu prawd podstawowych bo był jak fundament na twardej skale. Wyznaczał jasną i trwałą granicę między dobrem a złem w naszych pełnych szalonych zmian czasach. Jednocześnie brak mi jego miłości i prawdziwego szacunku dla człowieka. Bo był to jedyny człowiek jakiego znałem o tak wielkim sercu że potrafił zmieścić w nim cały świat.
Będzie nam trudno nie błądzić skoro błądziliśmy kiedy był i nauczał nas.
Żegnaj nasz Wielki Pasterzu i Nauczycielu.

sobota, 10 kwietnia 2010

[*]

sobota, godzina 10:56 czasu moskiewskiego, kilkaset metrów do pasa lotniska Siewiernyj pod Smoleńskiem to czas i miejsce największej tragedii w historii współczesnej Polski. i znów w okolicach Katynia ginie elita naszego narodu. tak, jak 70 lat temu, choć tym razem okoliczności są zgoła inne.

Ofiara jest wszakże jednakowa. najwyższa. życie człowieka...
"A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei, jak kamienie..."

niedziela, 4 kwietnia 2010

Z-martwych-wstająco

Bóg przede wszystkim jest życiem, a dopiero potem miłością, miłosierdziem czy mądrością.

I, the Lord of sea and sky, have heard my people cry
All who dwell in dark and sin my hand will save.
Whom shall I send?

Here I am Lord
Is it I Lord?
I have heard you calling in the night
I will go Lord if you lead me
I will hold your people in my heart.

sobota, 3 kwietnia 2010

schodzącemu z Golgoty

czy Bóg może przegrać?
to pytanie ma bardzo szeroki kontekst. dotyczy każdej sytuacji, gdy stajesz wobec jakiegoś wyboru, kiedy podejmujesz jakąś decyzję.
gdyby misja Jezusa zakończyła się w Wielki Piątek na krzyżu, istotnie można by mówić o najsmutniejszym, najbardziej ponurym dniu w dziejach ludzkości.
wyobraź więc sobie, że stoisz na Golgocie w sytuacji ukrzyżowania. to wszechogarniające poczucie bezsilności – chyba dobrze Ci znane - napełnia lękiem... widzisz, jak przygotowują Jezusa do krwawego widowiska, ale liczysz na cud bo nic innego nie możesz już zrobić. być może nachodzi cię myśl, że może jednak on nie nastąpi, skoro już doszło do tego upokarzającego skazania.
ludzka bezsilność wobec zła bywa porażająca...
i nagle przychodzi Ci myśl, że jesteś świadkiem spisku elit, brutalnego pokazu siły miejscowej „lewicy” i „prawicy” wobec Człowieka niewysłowionej dobroci i sprawiedliwości. Człowieka, który miał zmienić życie nas samych, naszego ludu i całego świata. obserwujesz, jak powoli gaśnie, a sprawcy jego skazania cynicznie się z niego naigrawają. ziemię ogarnia ciemność.
co się stanie za godzinę, co będzie jutro? czy na Ziemię powróci jeszcze światło?
Wielki Piątek nie jest jednak końcem. krzyż nie jest znakiem klęski, lecz znakiem zwycięstwa. chwilę to trwało, ale w końcu nadszedł poranek Zmartwychwstania.
Chrystus cierpiał, aby pokonać cierpienie. Jezus umarł, aby pokonać śmierć. przez krzyż dokonało się przejście ze świata, na którym na pozór panowało zło, do świata, w którym wszystko znów jest na swoim miejscu, a miłość jest najwyższą i niezaprzeczalną wartością.
Krzyż pokazuje, że dla miłości nie ma niczego niemożliwego.
Tym, czego człowiek bardzo potrzebuje jest czas, który daje dystans...

piątek, 2 kwietnia 2010

Wielkopiątkowe zamyślenie...

wyszperane gdzieś w necie.

W Jordańskim Królestwie Haszemidzkim, w maleńkim miasteczku zwanym Mafraq, dwóch młodych Beduinów wdało się w bójkę, upadając w furii na ziemię. Jeden chłopak wyciągnął nóż, ugodził nim śmiertelnie drugiego. Przerażony uciekał przez wiele dni przez pustynię, uciekał przed żądnymi zemsty krewnymi zabitego, uciekał, by znaleźć beduiński azyl, „namiot schronienia”, ustanowiony przez prawo dla tych, którzy zabijają przypadkiem lub w gniewie. W końcu dotarł do czegoś, co mogło okazać się schronieniem - do obozowiska czarnych namiotów wędrownego szczepu. Rzucił się do stóp jego przywódcy, wiekowego szejka, i błagał go: „Zabiłem w gniewie; błagam o twą opiekę; proszę o azyl twego namiotu”.
„Jeśli Bóg tak chce”, odpowiedział starzec, „udzielam ci go tak długo, jak długo z nami pozostaniesz”.
Kilka dni później szukający pomsty krewni wytropili zbiega w jego schronieniu. Zapytali szejka: „Widziałeś tego człowieka? Jest tutaj? Chcemy go dostać w swoje ręce”.
„Jest tutaj, ale nie dostaniecie go”.
„On zabił, a my, najbliżsi krewni zabitego, ukamienujemy go zgodnie z prawem”.
„Nie zrobicie tego”.
„Żądamy wydania go!”
„Nie. Chłopiec jest pod moją opieką. Dałem swe słowo, obietnicę azylu”.
„Ale ty nie rozumiesz. On zabił twego wnuka!”
Wiekowy szejk zamilkł. Nikt nie ośmielił się przemówić. Potem, z widocznym bólem, z palącymi łzami na twarzy, starzec wstał i bardzo powoli rzekł: „Mój jedyny wnuk - nie żyje?”
„Tak, twój jedyny wnuk nie żyje”.
„Zatem”, powiedział szejk, „zatem ten chłopiec będzie moim synem. Przebaczam mu i będzie z nami mieszkał jako jeden z mojej rodziny. Idźcie już; na tym koniec”.

czym jest przebaczenie?
aktem woli...
zaniechaniem zemsty...
pragnieniem dobra...

Kalwaria jest szczytem miłosierdzia, Kalwaria sama jest Bożym wołaniem o przebaczeniu. przebaczenie Kalwarii to ogromne, cudowne dzieło pojednania które umożliwia jedność i harmonię, istniejącą od początku dzieła Stworzenia. a wiec znowu, jak w Edenie, mogę być jedno z moim Bogiem w serdecznej miłości, uczestniczyć w życiu Ojca, Syna i Ducha Świętego obecnego we mnie. a dalej, przy pomocy łaski Chrystusa mogę być jedną, całą osobą, spokojnego ducha pomimo nieszczęsnych słabości, już nie rozdarty wewnętrznie przez szatana, przez grzech, przez swoje „ja”. dzięki mocy Ducha Świętego mogę wykorzenić drobne animozje i nieludzkie nienawiści, które rozczłonkowują rodzinę ludzką, potrafię kochać moje siostry i braci, tak jak Chrystus ukochał i kocha mnie. wreszcie staję się rządcą Bożego stworzenia, a nie jego despotycznym władcą, troszczę się o dzieła Boże, o których Bóg powiedział, że wszystko, co stworzył było bardzo dobre...