pozwoliłem sobie zamieścić poniżej świadectwo znalezione w necie, które poruszyło mnie do głębi...
Gdy został papieżem miałem 21 lat...
Zbudowano imperium zła w którym człowiek bał się drugiego człowieka. Jeden drugiemu nie ufał, bo władcy tego imperium wykorzystywali te najbardziej mroczne części naszej duszy, by urobić nas na niewolników i Judaszy co to gotowi są sprzedać brata nawet nie za garść srebrników a za obietnicę pochwały. I trwaliśmy tak w odrętwieniu, marazmie, samotności, poczuciu beznadziejności i bezsiły.
Wyobraź sobie jak straszną jest rzeczą czytać o cudach i dziwach świata i mieć pełną świadomość że nie masz możliwości ich zobaczyć, chyba że zaczniesz sprzedawać swoje przekonania i będziesz uczestniczyć w codziennym i ogólnym zakłamaniu. Pomyśl jak okropny musi być świat, w którym kłamstwo i niegodziwość podniesione jest do rangi cnoty. Gdzie wybierają ci przyjaciół i wyznaczają, kto ma być wrogiem. Gdzie wyprawia się uroczystości na cześć złoczyńców na rękach których jest krew twojego dziadka. I wiesz że nie możesz się zbuntować i zaprzeczyć bo konsekwencje dosięgną nie tylko ciebie ale i twoich najbliższych. I w takim świecie czujesz że jesteś samotnym małym trybikiem który jak się wyłamie to go wyrzucą na śmietnik i zapomną.
I nagle przyszedł On. Przyszedł i powiedział: Nie lękajcie się. Niech zstąpi Duch Twój i zmieni oblicze ziemi... Tej ziemi. A my rozejrzeliśmy się wokoło i zobaczyliśmy że jest nas wielu. I zrozumieliśmy że, tylko strach nie pozwala nam dojrzeć i mówić o prawdzie.
Potem był wielki festiwal wolności i solidarności. I nawet mrok który nastąpił później już nie mógł przywrócić dawnego lęku i poczucia samotności. Już byliśmy razem i był za nami On. Daleko - bo w Rzymie - ale był. I nadal nas nauczał że człowiek nie jest samotny i bezsilny. Ze zło nie jest wszechwładne i nie może trwać wiecznie. Że nie można bać się swojego brata. Że prawda musi zwyciężyć.
Że trzeba się otworzyć na drugiego człowieka i zaufać mu.
Miałem 31 lat gdy konwulsje dopadły to ciemne imperium.
Ta agonia tworzyła nowy świat który przerażał nas i fascynował ale który nie zawsze był dla nas zrozumiały. Przedstawiono nam nowe bożki i bałwany. Chwytaliśmy się ich jak nowych objawień. I znów zaczęliśmy chować do jaskiń sobkostwa, chciwości zawiści, złości, zarozumialstwa i pychy. Znowu zaczęliśmy być samotni nie z przymusu a z wyboru. Wybory nasze zaczęły być wręcz bezrozumne. Wierzyliśmy każdemu kto gładkimi słówkami chciał się przypodobać i przypochlebić.
I znów odwiedził nas On i zapytał się: coście zrobili z wolnością? Czemu nie otwieracie się na drugiego człowieka?
Czemu czcicie złotego cielca i nie widzicie potrzebujących i cierpiących? Używajcie rozumu i serca. Wymagajcie od siebie nawet jeśli inni od was nie wymagają. Nie gódźcie się na kłamstwo i zło.
Niewielu Go słuchało naprawdę. Różnej maści kombinatorzy brali z Jego słów tylko to co było im wygodne. Obwoływali się autorytetami (z różnymi przymiotnikami) i cynicznie żerowali znowu na tej mrocznej części naszego serca.
Ale słowa Jego były jak woda która drąży kamień. Zmuszał nas do otrząśnięcia się z marazmu konformizmu. Otwierał nasze oczy.
Mam 46 lat i już Go nie ma. Całe moje dorosłe życie był i wspierał zarówno tym co mówił jak i tymi gestami które czynił. Otwierał oczy na prawdy oczywiste i pokazywał że większość ludzi niezależnie od religii, koloru skóry i miejsca w którym żyją ceni te wartości o których mówił.
Pokazywał każdemu na Ziemi - tak, jak wcześniej w Ojczyźnie - że nie jest sam, że jest nas większość.
Brak mi Go. Brak mi jego twardości i pryncypialności w głoszeniu prawd podstawowych bo był jak fundament na twardej skale. Wyznaczał jasną i trwałą granicę między dobrem a złem w naszych pełnych szalonych zmian czasach. Jednocześnie brak mi jego miłości i prawdziwego szacunku dla człowieka. Bo był to jedyny człowiek jakiego znałem o tak wielkim sercu że potrafił zmieścić w nim cały świat.
Będzie nam trudno nie błądzić skoro błądziliśmy kiedy był i nauczał nas.
Żegnaj nasz Wielki Pasterzu i Nauczycielu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz