niedziela, 9 stycznia 2011

wyszperane w sieci...

taka refleksja na początek roku - fragment artykułu Stanisława Morgalla, jezuity, na który trafiłem gdzieś w cyberprzestrzeni...

"intelektualny cyklon" (ostatnio pod postacią rewolucji seksualnej i technologicznej) nie przestaje krążyć po naszej rzeczywistości i jak nowoczesny kombajn rozbija wszystko na elementy pierwsze, nie tylko kobiecość i męskość. To, co dawniej było całością, dziś leży w kawałkach i nijak nie daje się skleić z powrotem. Te elementy pierwsze - jak pierwotna glina - wołają o ręce garncarza, a tych nie brakuje. Techniczne możliwości stanowią pokusę, której nie sposób się oprzeć, nie mając dawnych zasad moralnych i kryteriów wyboru. Zwycięża maksyma: jeśli coś jest możliwe, to nie może być zakazane.

Jakiś czas temu dzięki pigułce antykoncepcyjnej seksualność została oddzielona od prokreacji i miłości. Dalej, prokreacja została oddzielona od współżycia między kobietą a mężczyzną, a rodzicielstwo biologiczne od fizycznego. Także rodzicielstwo coraz częściej oddziela się od rodziny (samotne matki, rzadziej samotni ojcowie), a obecnie małżeństwo i rodzinę wyzwala się od tradycyjnego modelu heteroseksualnego (związki partnerskie). I żadna to pociecha, że nie chodzi o zjawiska masowe (dzięki Bogu natura bierze górę nad tą nową "kulturą", bo nadal poczynamy i rodzimy się w sposób naturalny i w klasycznych rodzinach), gdyż idzie tu przede wszystkim o zmianę naszej mentalności. Dobrą ilustracją może być nawet ten feministyczny podział na płeć (sex) i rodzaj (gender). O ile bowiem płeć - męską lub żeńską - dość łatwo określić, o tyle z kobiecością i męskością (odpowiedniki ang. gender, [pol. rodzaj], dotyczy cech nabytych, ról społecznych i kontekstu kulturowego) jest już o wiele trudniej. Każda bowiem kultura i epoka tworzyła własne, często ściśle określone wzorce kobiecości i męskości. To skądinąd logiczne rozróżnienie może być wykorzystane ideologicznie jako doskonałe usprawiedliwienie dla... zupełnej swobody seksualnej. Skoro płeć wrodzona nie determinuje naszej orientacji seksualnej, a schematy rodzajowe można swobodnie kształtować (na przykład z hetero- na homo- lub biseksualne), to w konsekwencji człowieka można ugniatać jak glinę wedle dowolnych wzorców i mód. I mamy relatywizm wcielony.

Ironią losu jest to, że świat wyzwolony przez rewolucję obyczajową minionego wieku z okowów pruderii i obłudy wcale nie okazał się lepszy od poprzedniego. I nikłą jest pociechą fakt, że na przykład niektóre agresywne feministki lat siedemdziesiątych zostały zmuszone do zmitygowania swoich radykalnych poglądów, nierzadko po tak zwyczajnych doświadczeniach, jak małżeństwo czy macierzyństwo; na przykład Mary Kay Blakely w jej książce Amerykańska mama, a nawet Gloria Steinem, która w końcu wyszła za mąż. Zaś głosiciele swobody seksualnej dziś uznają wartości dawno przebrzmiałe. Prosto ujął to ostatnio francuski filozof Pascal Bruckner: "Rację mieli w swej mądrości nasi przodkowie: o trwałości związku nie może decydować pożądanie i namiętność. Wpływa na nią co innego: posiadanie dzieci, wspólne projekty, wspólne zainteresowania, wzajemna przyjaźń, szacunek".

Odcięcie od biblijnych pierwowzorów i całej judeochrześcijańskiej tradycji owocuje ogólną dezorientacją i co gorsza - porzuceniem etosu pielgrzyma na rzecz etosu konsumenta. Gdy znikają kolejne tradycyjne kryteria i normy postępowania, dla niektórych stereotypy i przesądy, na sumienie jednostek spadają ciężary nie do uniesienia. A ponieważ człowiek z natury skłonny jest do szukania wygody, dlatego podąża za tym, co łatwiejsze i bliższe ciału. Taka w uproszczeniu jest geneza dzisiejszych "izmów", tj. ideologii skrojonych do wymiarów pojedynczego człowieka: egoizmu, hedonizmu, indywidualizmu, seksualizmu, konsumpcjonizmu.

Tej smutnej rzeczywistości trzeba przeciwstawić chrześcijańską nadzieję, która oparta jest na głębokiej wierze w Boga i szacunku do natury, której On jest Twórcą. Tytułowa kobiecość i męskość okazują się najprostszym i zarazem najmocniejszym narzędziem w tym sporze o człowieka, bo są to wyrazy nie jakiegoś kulturowego stereotypu (gender), ale stwórczego zamysłu Boga, przejaw miłości będącej początkiem wszystkiego. Każda para ludzka silna wzajemną więzią, płodnością i twórczością będzie zwycięstwem nad tą pokawałkowaną rzeczywistością. A przekonana o trwałości i nierozerwalności swego związku, o czystości i wierności we wzajemnych relacjach, także tych seksualnych, o Bożym błogosławieństwie i miłości, będzie zwycięstwem nad panoszącym się relatywizmem i upadkiem obyczajów. Nowy początek zaczyna się więc od człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże, od kobiety i mężczyzny.

tyle artykuł - sam bym tego lepiej nie ujął :) rozczarować muszę natomiast tych, co zaglądają tu jedynie dla obrazków - dziś obrazków nie będzie... tylko te rządki dziwnych znaczków, mam nadzieję, układających się jakoś w logiczną całość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz